O 6 rano Will wstał. Zaczął się rozglądać, był w swoim domu, jednak coś tu nie pasowało. Chwilę później uświadomił sobie, dlaczego.
- - Paweł?
Nikt nie odpowiedział.
- Paweł?!
Kiedy znowu nikt nie odpowiedział. Will
pomyślał, że może zszedł zrobić sobie śniadanie.
Przecież go nie oprowadzałem, to skąd
wie, gdzie jest kuchnia? - pomyślał
Schodząc na dół, w jego głowie pojawiały się straszne myśli, co mogło
się stać oraz rozmazane obrazy tego, co się stało wczoraj. Ale co wydarzyło się
wczoraj? Nawet tego nie był już pewien...
- Paweł? - z
niepewnością w głosie po raz kolejny zawołał klienta
- Hm? Jaki Paweł?
Popatrzył na niego wielki mężczyzna,
widział go kiedyś, lecz nie mógł sobie przypomnieć kto to.
- Will!! Ty
żyjesz!!
- Kim jesteś? -
zapytał zdezorientowany
- Przecież to ja,
twój brat Ka...
- Karl?!
- O! Czyli mnie
pamiętasz! - krzyknął z radością
- Nie wiem... chyba
tak.
Zapanowała niezręczna cisza. Nagle Will
odezwał się.
- Co się ze mną
działo przez cały ten czas? - zapytał
- Miałeś urojenia,
myślałeś, że wszyscy to duchy - na twarzy Karla widać było smutek – Kiedy
trafiłeś do szpitala psychiatrycznego, podczas pierwszej nocy spadłeś z łóżka i
straciłeś przytomność.
- Czyli...
- Czekaj jeszcze
nie skończyłem.
- Przepraszam.
- Kontynuując,
zabrali cię do szpitala, gdzie okazało się, że zapadłeś w śpiączkę. Nie było to
tak poważne, więc mogłem zabrać cię do domu i tam się tobą opiekować. Co jakiś
czas oczywiście przyjeżdżał lekarz, żeby zobaczyć, czy wszystko jest w
porządku.
Will próbował coś powiedzieć, ale słowa nie kleiły mu się w logiczne
zdania. W końcu zdołał wypowiedzieć chociaż jedno zdanie.
- Czyli to był
tylko sen?
I tak oto zakończyła się przygoda Williama
Smitha. Szpital, w którym został zamknięty, nie skrywał żadnej mrocznej
tajemnicy i był w sumie bardzo profesjonalny. Karl okazał się naprawdę istnieć,
co prawda nie w takiej postaci, jaką widział w snach (chociaż może to i
dobrze). A co najważniejsze przestał mieć urojenia i zaczął nowe normalne życie
bez strachu, że coś lub ktoś go zabije.